Oxygen Cherry

piątek, 28 grudnia 2012

2.

Śmiech Espady i Aizena niósł się echem po sali. Czy naprawdę byłam aż tak zabawna? Znów, po raz któryś próbowałam zerwać sznur z moich nadgarstków. Na darmo. Tylko niepotrzebnie traciłam energię. To wszystko było bezsensu...
- Z czego rżysz, skurwielu? - warknęłam na "Loczka"
I w tym samym momencie poderwał się jakiś czarnoskóry, w dodatku ślepy.
- Jak śmiesz się tak odzywać do Aizena!? - wrzasnął
Zanim się zorientowałam, przystawił mi ten swój durny mieczyk do gardła. Oj, chyba przesadziłam... Przełknęłam głośno ślinę. Umrę, ewidentny zgon.
- Spokojnie, Tousen. Po co się zaraz unosić? To było tylko nic nie znaczące zdanie z ust nic nie znaczącej dziewczyny! Przytemperujemy ją trochę i się uspokoi, a na razie nie możemy jej zabić.
Tousen pochylił nisko głowę na znak pokory. Kim ten Aizen do cholery jest? Jakimś bogiem, czy co?
- Przepraszam... - wymruczał
Czyli "Loczek" mnie nie zabije. Przynajmniej na razie. Nagle poczułam się jak skończona idiotka. No jasne, przecież siedzę na środku sali z rozkraczonymi nogami, a męska część widowni gapi się na moją... O matko... Szybko złączyłam nogi. Napatrzyli się już chyba wystarczająco. Zerknęłam na Grimmjowa. Stał z otwartą paszczą jak jakiś niedorozwój, a wzrok miał utkwiony dokładnie w moim kroczu. Zboczeniec! A zresztą nie tylko on... Po długim milczeniu Aizen wezwał tę niebieskowłosą małpę, a ten potulny jak baranek podszedł do niego i z udawaną służalczością uklęknął przed tronem i zapytał:
- Wzywałeś mnie, panie?
- Tak, Grimmjow, mam dla ciebie kolejne zadanie - wyznał Aizen "Loczek" - Masz mieć oko na Rei, aż do odwołania.
- ŻE CO? - wykrzyknęliśmy jednocześnie.
Super! Po prostu świetnie! Przecież on się do mnie dobierze przy byle okazji! Cholera...
***
- Nie ruszaj się stąd, zaraz wracam! - warknął Grimmjow 
Siedziałam w pomieszczeniu, które mogłabym nazwać swoim pokojem. Szósty wyszedł poto tylko by za chwilę wrócić z jakąś szmatą.
- Wkładaj to! - rzucił mi to coś pod nogi. - Natychmiast! 
Podniosłam to i przyjrzałam się temu ubraniu dokładniej. To była suknia! O rany boskie, nie włożę jej za żadne skarby świata! Spojrzałam na Grimmjowa jak na jakiegoś idiotę. Widocznie spodziewał się, że go posłucham. Nigdy się jeszcze tak nie pomylił.
- Chyba żartujesz! - powiedziałam patrząc na ubranie z obrzydzeniem - Jest ohydna! 
Przewrócił oczami, po czym prychnął.
- Amerykę, kurczę odkryłaś. - mruknął - Rozbieraj się, już.
Stwierdzam, że jest bardziej zboczony ode mnie. Jeśli chociaż przez sekundę pomyślał, żestanę przed nim nago, to chyba żadna nie zrobiła mu dobrze. Przecież taki facet jak on na pewno byłwyżyty.
- Chyba ochujałeś! Nie włożę tego! 
Uśmiechnął się upiornie.
- To będziesz chodzić nago po Las Noches.
Grimmjow jest bardziej wkurwiający niż myślałam. Chyba nawet bardziej niż Kakashi.
- Won stąd, do diabła!  - wrzasnęłam - Sio! 
Nic sobie robił z moich wrzasków. Oparł się tylko o ścianę i napawał się moją wściekłością.   Ja natomiast stałam i patrzyłam na niego wyzywająco. Nie będę się przy nim przebierać, nie ma mowy! 
- Na co tak czekasz? Wynocha! 
- Na to, aż się przebierzesz.
Miałam go już serdecznie dość. Co on sobie wyobrażał? Że jest któlem, czy kimś podobnym? Debil. No i w końcu tak mi dopiekł swoją obecnością, że po prostu nie wytrzymałam i rzuciłam w niego... stolikem. Oczywiście zrobił zręczny unik i stolik rozwalił się po wpływem uderzenia w ścianę. W następnej chwili już chyba nad sobą nie panowałam. Jedyne co pamiętam to to, że Grimmjow upadł na kolana i coś ostrego przebiło mu na wylot klatkę piersiową. Na podłogę chlusnęła ciemnoczerwona krew.
- Kim... kim ty u diabła jesteś? - wyharczał i splunął krwią
Jakaś cząstka mojego umysłu podpowiadała mi, że mój potworek znów przejął nade mną władzę. Wiedziałam, że jeśli nie powstrzymam Hollowa, to będzie o jednego trupa za dużo, a tego akurat nie chciałam. Tak, nie pragnęłam zabić Grimmjowa. Nigdy nie lubiłam zabijać. Dlaczego miałoby się to zmienić? No i wtedy zaczęła się rozmowa pomiędzy mną a Pustym.
"Nie chcesz, abym go zabiła? Zależy ci na nim, mam rację?"
Nie, Hachiro, nie chcę i NIE zależy mi, tylko przestań zabijać! To ty wymordowałaś moich rodziców! Nie pozwolę ci zabić kolejnej osoby! 
"Nie? Dziewczyno, zejdź na ziemię! Masz zbyt słaby umysł, by mnie powstrzymać! Poznaj wreszcie prawdę, jesteś najbardziej żałosnym człowiekiem, jakiego widziałam! 
Powstrzymam cię, choćbym miała umrzeć...
Zaczęłam wypierać ją ze swojej głowy. Trochę to trwało zanim ją wywaliłam. Kiedy w końcu oprzytomniałam spojrzałam na Grimmjowa. Stracił przytomność. Popędziłam do łazienki po bandaże z apteczki i zajęłam się przemywaniem jego ran, które mu zafundowałam. Nie, to nie byłam ja, to Hachiro. Zawlokłam Grimmiego (o rany jakie przezwisko :P) na łóżko, a sama podreptałam do łazienki, by zmienić ciuchy - koszulkę nocną miałam całą we krwi. Wróciłam do sypialni. Grimmjow ocknął się już i spojrzał na mnie wilkiem.
- Kim ty, do cholery jesteś? - powtórzył
Spuściłam wzrok i powiedziałam cicho:
- Potworem...
- Z tego wynika, że jesteś takim samym mordercą, jak my wszyscy. Nie jesteś człowiekiem, ani Pustym. I jesteś w równym stopniu, a może nawet bardziej pojebana ode mnie! Tylko znów się nie wkurwiaj, nie miałem nic złego na myśli. Powinnaś się leczyć! 
- No, raczej, przecież jestem nienormalna!  - zaśmiałam się
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Wiesz, chyba da się z tobą dogadać - powiedział
- To samo chciałam powiedzieć, Grimmjow.

2 komentarze:

  1. niezle odzywki podoba misie hahahaa :D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. taa postaram się o więcej, ale niczego nie obiecuję. Sama jak to pisałam, to się śmiałam. :P

    OdpowiedzUsuń

Miki zatracone-dusze