Oxygen Cherry

niedziela, 17 lutego 2013

5.

Rok wcześniej w Konoha.


Rei znów nie przyszła na trening, pomyślał Kakashi, stojąc na polanie treningowej. Co się z nią stało?
Powiedział swojej nowej drużynie, że idzie poszukać dziewczyny. Pobiegł prosto do jej domu. Teren mieszkania otoczony był żółtymi, policyjnymi taśmami z napisem CRIME SCENE. Czyli faktycznie coś się stało. Na terenie domu Rei, policja Konoha przekopywała trawnik. Szukali śladów. Kakashi podszedł do jednego z funkcjonariuszy i zapytał co się stało.
- To pan nie wie, że dziewczyna została porwana? - zapytał go młody policjant - Przecież należy do pańskiej drużyny, prawda?
- Może i należy, ale co to ma do rzeczy? - Hatake spojrzał na niego z góry.
- Ma i to dużo. Tak się składa, że dziewczyna skarżyła się na pana.
Zaskoczyło go to. Rei się na mnie skarżyła? A to małpa... Mimo wszystko martwił się o nią.
- Chyba zdaje pan sobie sprawę z tego, że jest głównym podejrzanym?
Kakashi prychnął. Przecież nie miał motywu, by porywać tę biedną dziewczynę.
- Żartujesz pan?
Zanim policjant zdołał coś powiedzieć, Kakashi wbiegł na teren posesji i wparował do domu. Wszedł do kuchni i zaczął szukać wskazówek. Starał się nie robić jeszcze większego bałaganu. Nagle coś zauważył. Przy ścianie, na podłodze dostrzegł włosy, dwa włosy. Jeden był czarny, niewątpliwie należący do Rei, drugi miał nietypowy kolor. Kakashi nigdy czegoś takiego nie widział. Nigdy nie spotkał osoby z niebieskimi włosami. Ostrożnie wziął je do ręki i zaniósł policjantowi, prowadzącemu śledztwo.
- Znalazłem to. - mruknął Kakashi.
Wyciągnął przed siebie dłoń z włosami rei i jej porywacza.
Policjant powoli wziął od niego dowody w sprawie, po czym zamknął włosy w małym plastikowym woreczku. Nic nie powiedział. Pewnie przeklinał własną niekompetencję i głupotę grupy.
- Pozwoli pan z nami? - zapytał
- A mam jakiś wybór? - odpowiedział pytaniem Kakashi.

Wkrótce Hatake siedział w gabinecie komendanta z książką w ręku. Czekał na wyniki badania DNA, który dostarczył. Już miał przewrócić stronę, gdy nagle otwarły się drzwi od pomieszczenia i wszedł komendant policji w Konoha. W dłoni trzymał dużą płaską kopertę.
- Jest pan czysty, panie Hatake... - zaczął, kładąc kopertę na biurko.
- Przecież od początku tak mówiłem! - wtrącił się Kakashi - Naprawdę potrzebny był ten cały cyrk?
- Niech pan mi nie przerywa, do diabła! - warknął komendant - Sytuacja jest bardzo poważna.
Mężczyzna usiadł za biurkiem.
- To wszystko jest bardzo niepokojące...
- Co pan ma na myśli? - spytał Kakashi.
- No więc tak. Zadam panu jedno proste pytanie, a pan mi na nie odpowie, zgoda? - powiedział policjant, patrząc na szarowłosego shinobi. - Czy martwa osoba może porywać młode dziewczyny?
- No, nie... Przecież trupy nie chodzą. - odpowiedział Kakashi.
- A tak się składa, że Rei porwał mężczyzna uznany za zmarłego 20 lat temu.
Komendant włączył komputer i wyszukał w bazie danych odpowiednie kryteria, po czym pokazał wynik Kakashi'emu.
Porywacz miał jasnoniebieskie włosy i kobaltowe oczy. Był poszukiwany za zamordowanie swojej byłej dziewczyny, po tym, jak ta odeszła do innego. Oczywiście go nie znaleźli, facet umiał się dobrze ukryć.
Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że facet nie żył już od ponad dwóch dekad.
- O co tu chodzi? - zapytał Kakashi.
- Sam chciałbym to wiedzieć...

***

- Rei! Zaczekaj! - usłyszałam nieznany mi głos.
Odwróciłam się. Biegł ku mnie młody Arrancar o blond włosach i czerwonych, wielkich jak u dziecka, oczach. Był niski. Przerastał mnie najwyżej o jedną trzecią głowy. Nigdy nie widziałam go w Las Noches. Czyli był nowy.
- Tak? O co chodzi? - zapytałam
- Grimmjow - sama... ma dla ciebie wiadomość... - wydyszał nieznajomy. - Mam ci przekazać wiadomość od niego.
- Mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Lowri Merrit, szesnasty Arrancar, do usług. - powiedział.
Szesnasty? Przecież ten sam numer miał Di Roy! Czyli coś musiało mu się stać.
- Di Roy nie żyje. - uprzedził mnie Lowri.
Więc to dlatego...
- A co mu się stało? - zapytałam z pozorną troską w głosie. Los Di Roya mało mnie obchodził.
- Zasnął i się nie obudził.
W to akurat wątpiłam. Prędzej otruł go Grimmjow, sam przecież mówił, że Szesnastka to niedoróbka. No, nieważne, musiałam się dowiedzieć, co niebieski ode mnie chciał.
- Mniejsza o to. - powiedziałam - Lepiej mi powiedz, po co mnie szukałeś.
Dał mi małą karteczkę. Rozwinęłam ją i przeczytałam. Szósty prosił mnie o spotkanie u siebie w pokoju. Z tego, co było zapisane, miał na myśli coś ważnego.
- Dlaczego sam mi tego nie przekazał? - zapytałam Merrit'a.
Zawahał się na moment.
- Grimmjow - sama jest... że tak powiem... niedysponowany... - powiedział czerwonooki Arrancar.
Grimmjow chory? Niemożliwe. Przecież on nigdy... Chyba, że znów zrobił mi kawał.
- To żart, prawda?
Lowri pokręcił przecząco głową.
- Nie. Gdy to pisał, był nadzwyczaj poważny.
Podziękowałam mu gestem. Chwilę później już go nie było, natomiast ja poszłam w kierunku pokoju Trzeciej Espady.
Wkrótce siedziałam na kanapie w pokoju Harribel. Ona i jej Fraccion znów chciały plotkować. Oczywiście musiałam im powiedzieć o zaistniałej sytuacji. Głupia Apache zinterpretowała to po swojemu i powiedziała, że Szósty zaprosił mnie na randkę.
Musiałam jej przywalić, po prostu musiałam.
- A jeżeli to faktycznie randka? - zapytała Mila Rose.
Kurwa, następna się znalazła! Zaraz wyjdę z siebie, jak tak dalej pójdzie.
Dziewczyny zaproponowały, że przygotują  mnie na ten jakże wyjątkowy wieczór. Opierałam się, ale to i tak nic nie pomogło. Po niedługim czasie, gdy już zostałam dokładnie wyszczypana, wymasowana i wysmarowana różnymi mazidłami niewiadomego pochodzenia, Harribel powiedziała:
- No, no, Rei, aleś ty śliczna! Grimmjow oszaleje, jak cię zobaczy!
Westchnęłam zrezygnowana. Oby się myliła.

Stawiłam się pod drzwiami niebieskiego o umówionej godzinie. Zapukałam. Przez chwilę nikt mi nie otwierał. Słyszałam tylko hałasy, dobiegające z wnętrza pomieszczenia, jednak po paru sekundach w drzwiach stanął Grimmjow. Miał wypieki na twarzy i jeszcze bardziej ( o ile to możliwe ) rozczochrane włosy. Na początku mnie nie poznał, zapytał tylko:
- Rei, to ty?
Przewróciłam oczami.
- A kogoś się spodziewał, co?
- Dobra, nie poznałem cię i tyle. Wyglądasz jakoś inaczej, ładniej. - mruknął
Zjeżyłam się na te słowa. Czyli miał mnie za brzydką. Chyba zauważył, że zaczynam się wkurzać, bo momentalnie postanowił mnie uspokoić.
- Zanim pomyślisz coś głupiego, Rei, powinnaś wiedzieć, że nie to miałem na myśli. Bez tego makijażu też jesteś piękna. Bardzo... - zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
Coś z nim było nie tak, czułam to.
- Dobrze się czujesz? Boli cię coś? - zapytałam, patrząc na niego z niepokojem.
- Fizycznie nic mi nie dolega, ale... moja dusza jest chora...
Naprawdę było z nim nie w porządku.
Powiedział, bym weszła. W pokoju było ciemno jak w dupie. Nie było nic widać dalej, niż na wyciągnięcie ręki.
- Co jest...?
Szósty zniknął, by za chwilę pojawić się ze szmatą w dłoniach, którą zawiązał mi oczy.
- Rei, spokojnie. Nic ci nie grozi. - powiedział.
Wcale nie byłam tego aż tak pewna.
Położył swoje ciepłe, twarde dłonie na moich ramionach i popchnął lekko. Prowadził mnie dokądś. Nawet nie wiedziałam dokąd. Nagle się zatrzymaliśmy. Niebieski znów się na moment oddalił. I znów usłyszałam te dziwne huki, ale po chwili już było cicho. Grimmjow odwiązał mi przepaskę i otworzyłam oczy. To, co ujrzałam, przechodziło wszelkie pojęcie. Tam, gdzie powinna znajdować się ogromna sofa, w tej chwili stał długi stół, zastawiony najróżniejszymi przysmakami. Czyli Apach miała rację. To była randka, i to jaka! Momentalnie zrozumiałam na czym polegała "niedyspozycja" Grimmjowa. Po prostu musiał to wszystko przygotować.
- No i jak? - zapytał Szósty.
Nie mogłam znaleźć słów, by to opisać.
- Zrobiłeś to wszystko dla nas? - tylko tyle udało mi się powiedzieć.
Zaśmiał się.
- A niby dla kogo?
Naprawdę był nienormalny.
Mimo wszystko byłam cholernie niezadowolona z zaistniałej sytuacji. Z jednej strony miałam ochotę zwiać, ale z drugiej, nie zostawiłabym Grimm'a samego. Nie wiedziałam, co mam robić.

***

Randka wymknęła się spod naszej kontroli. Żadne z nas nie panowało już nad sobą. Byliśmy pijani. Szczególnie ja. Nigdy jeszcze nie wypiłam takiej ilości alkoholu, nawet podczas imprezy. O dziwo nie było mi niedobrze, być może dlatego, że zachłannie całowałam Grimmjow'a. leżącego obok mnie na łóżku, po każdym skrawku jego ciała.
- Rei... - jęknął - Rei... przestań...
Odepchnął mnie od siebie, po tym, jak znów ugryzłam go w ucho.
- Nie myślałam, że jestem... taka... taka silna... - wymruczałam, patrząc się w jego błękitne, zamglone oczy.
- Nie mogę tego powiedzieć o sobie...
- Wiesz dlaczego nie mogę przestać...? Jarasz mnie! - powiedziałam
Rzuciłam się na niego.

Obudziłam się. Strasznie bolała mnie głowa. Miałam kaca. Pod sobą czułam coś, a raczej kogoś twardego. Leżałam na nagim, śpiącym Grimmjole. Obejmował mnie jedną ręką. Szybko zrozumiałam, co się stało. Przespaliśmy się ze sobą. To było jedyne rozsądne wyjaśnienie. Nie to jednak było najgorsze. Straszne było to, że niczego, absolutnie niczego nie pamiętałam z poprzedniego dnia. Nie pamiętałam, jak znalazłam się w sypialni Grimmjow'a, na dodatek w jego łóżku, całkiem naga.
- Dzień dobry... - usłyszałam koło swojego ucha.
Spojrzałam na niebieskiego. Uśmiechał się niemrawo.
- Dobry... - odpowiedziałam cicho.
Niespodziewanie dotknął dłonią mojego policzka. Zadrżałam mimowolnie.
- Nie jesteś na mnie zła? - zapytał
- Na co...?
- No na... na to wszystko...
- Nic nie pamiętam, to jak mam być zła, co?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Naprawdę NIC nie pamiętasz? - zaakcentował to "nic"
Pokręciłam powoli głową, bolała jak cholera.
- Ale jaja! - powiedział głośno - Mimo wszystko ci się nie dziwię, nieźle się wczoraj ubzdryngoliłaś,!
- Nie drzyj się, do diabła! - wrzasnęłam - Łeb mi pęka już bez twojego wrzasku, a ty jeszcze pogarszasz sprawę swoim krzykiem!
Złapałam się za głowę.
- Kurwa, jak boli... - jęknęłam - Grimm, umieram...
- Nie umierasz. To tylko zwykły kac.
- Zwykły kac się tak nie daje we znaki, jakbyś nie zauważył.
- Nie narzekaj, przejdzie ci. - odsunął mnie od siebie i usiadł - Muszę ci się jednak przyznać, że sam też się nie najlepiej czuję. Trochę chyba wczoraj przegięliśmy.
- Trochę? Trochę, Grimmjow? Spaliśmy ze sobą, a ty mówisz, że "trochę przegięliśmy" Gdzie tu jest logika? - zapytałam niebieskiego.
- I tak by do tego doszło. I tyle. - powiedział obojętnie.
- Tak? A jeśli okaże się, że jestem w ciąży, to co? - spojrzałam na niego. W tej chwili wkładał swoją bluzę. - Wyobrażasz siebie w roli ojca? Bo ja nie.
Popatrzył mi na moment w oczy, po czym przeniósł wzrok na okno.
- My, Arrancarzy nie możemy mieć dzieci, więc nie panikuj na zapas, Rei.
Współczucie chwyciło mnie za serce. Tyle czasu się znamy, a ja do tej pory o tym nie wiedziałam.
- Tak mi przykro, Grimmjow. Nie miałam pojęcia...
Wzruszył ramionami.
- A mnie nie. Może dlatego, że nie znoszę bachorów. - uśmiechnął się.
Powoli wstałam z łóżka i zaczęłam szukać swoich ubrań. Znalazłam je na drugim końcu pokoju. Grimmjow starał się na mnie nie patrzeć, ale mimo wszystko i tak zerkał na mnie kątem oka.
- Nie bądź tchórzem. Przecież już mnie widziałeś nagą. Co ci szkodzi spojrzeć jeszcze raz?
Nie odpowiedział mi. Może dlatego, że nie było go w pokoju. Ubrałam się szybko i właśnie w tym momencie, gdy upinałam włosy w kok, do sypialni wszedł Grimmjow z pudełeczkiem tabletek i kubkiem wody.
- Chce ci się pić, co? - zapytał
- I to jak cholera. - rzuciłam się na wodę.
Wypiłam ją paroma łykami.
- A te tabletki, to po co?
- One są na głowę, Rei. Miałaś je połknąć... - westchnął, patrząc na mnie z rozbawieniem.
- O kurczę...
Chcąc nie chcąc połknęłam je na sucho. Pierwsza pigułka weszła gładko, natomiast druga... utknęła mi w przełyku.
- Grimmjow... - wycharczałam
Podbiegł do mnie i zastosował klasyczny chwyt Heimlicha. Grimmjow objął mnie w górnej części brzucha i ucisnął mocno. Nic. Powtórzył tę czynność jeszcze dwa razy, nim udało pozbyć mi się tej zasranej tabletki.
Oparłam się plecami o jego tors. Byłam wykończona. Niebieski przez cały czas mnie obejmował.
- Możesz mnie już puścić. - powiedziałam
Nie puścił.
- Grimmjow...
Odwróciłam się jakoś i spojrzałam mu w oczy. Były jakieś dziwne. Takie... puste. Nie było już w nich tych wesołych ogników.
- Mam ochotę na demolkę. - powiedział w końcu - Dlatego, proszę cię, Rei, wyjdź stąd.
Nawet nie poczekał aż się ruszę. Wypchnął mnie za drzwi, po czym zatrzasnął je.
- Grimmjow! - krzyknęłam. O dziwo kac przechodził. Co on mi dał za lek, że tak szybko zaczął działać?
Usłyszałam ( po raz któryś ) huk. Zupełnie jakby niebieski wyrzucił przez okno swoje łóżko.
- Kurwa! Jak ja mam jej to powiedzieć, Shawlong, co ? - wrzeszczał Szósty.
- Nie wiem, Grimmjow - sama. Ale mimo wszystko Rei powinna wiedzieć, co do niej czujesz.
- Zejdź mi z oczu, Koufang!
- Ale kto tu posprząta? - zapytał Shawlong.
- Sam się tym zajmę, a teraz wypieprzaj, zanim tobie też coś zrobię!
Dobiegł mnie trzask zamykanych drzwi. Super, po prostu super. Grimmjow się we mnie zakochał. Pięknie. Ale czemu mi tego nie powiedział? Przecież zrozumiałabym! No tak. Już wiem. Wstydził się. To dlatego...
Odeszłam szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.
Postanowiłam znów pójść do Harribel. Nawet nie musiałam pukać. Uprzedziła mnie, otwierając drzwi.
- Jak randka? - zapytała Apache.
- Lepiej... nie pytaj. - powiedziałam
- Czyli do czegoś doszło... - mruknęła Tier.
- Owszem, doszło, no ale co z tego?
- Podoba ci się. - powiedziała nagle Sun - Sun po chwili milczenia.
Doskonale wiedziałam o kogo jej chodzi.
- Nie... Tak... Może... - powiedziałam cicho - Nie wiem...
Naprawdę nie wiedziałam.
Miki zatracone-dusze