Oxygen Cherry

poniedziałek, 27 maja 2013

6.

Tak! Rei i Grimmjow powrócili w wielkim stylu.
Przepraszam Was bardzo, że tak długo nie dawałam znaku życia na tym blogu, ale brak czasu i weny to spowodował.
Notkę dedykuję wszystkim, którzy to czytają, ale ze szczególnością - Basi, która nie mogła doczekać się nexta.
Zamierzam jeszcze napisać one - shot, ale nie wiem, kiedy to zrobię, ponieważ zgubiłam kartkę z jego fragmentem :(
Aha, zapomniałabym. Proszę o komentarze, bo nawet jeden głupi, może zmotywować do dalszej pracy. Tak więc, oceniajcie, krytykujcie i komnetujcie.
I do następnego!
__________________________________________________

Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział Grimmjow. Kocha mnie? Grimmjow mnie kocha! No ja nie mogę! Jaki ten świat jest mały…
Mimo tego co do mnie czuł, ja nie byłam pewna uczuć do niego. Niebieski był moim przyjacielem, najlepszym co prawda, ale jednak przyjacielem, dlatego nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Powodem też mogło być to, że jedno z nas broniło drugiego, a poza tym Grimmjow zawsze był po mojej stronie, niezależnie od tego, jaka była – słuszna, czy nie. A teraz okazało się, że Szóstka mnie kocha. Na dodatek przez ten cały czas mi tego nie powiedział. Może myślał, że go wyśmieję, albo coś… Nie zrobiłabym jednak tego, ponieważ nie jestem taka bezduszna jak niektórzy ludzie. Nie, na pewno czegoś takiego bym nie zrobiła, ale Hachiro… kto wie?
- Rei! Do jasnej cholery, odpowiedz! – wrzasnęła Apacze, trzymając mnie za ramiona, potrząsając mocno.
- Co? – zapytałam nieprzytomnie, patrząc na nią – Co się dzieje?
Harribel westchnęła.
- Pytałam, co zamierzasz zrobić z tym, że Grimmjow ci się podoba. – odparła
- A podoba? – odpowiedziałam pytaniem.
Apache po tym co usłyszała, uderzyła się w czoło.
- Przecież sama to powiedziałaś! Ocknij się!
- Błąd. Powiedziałam, że nie wiem, czy mi się podoba, a nie że mi się podoba, rozumiesz? – warknęłam
- Co za różnica… Na jedno wychodzi… - odparła brunetka.
- Wielka. Podoba, a nie podoba to wielka różnica, jakbyś tego, idiotko, nie zauważyła!- powiedziałam głośno, wstając z kanapy i podchodząc do Apache.
W mgnieniu oka chwyciłam ją za gardło, ściskając mocno. Oczy wyszły dziewczynie na wierzch. Zaraz będzie martwa!
- Od… odszczekaj to, małpo… - wycharczała
W tym momencie pomyślałam, że ją zabiję, ciskając nią o ścianę. Nie zrobiłam tego jednak, ponieważ rozległo się głośne pukanie. Ten ktoś, stojący pod drzwiami, wyraźnie zniecierpliwiony, bo walenie stawało się coraz głośniejsze.
- No już idę, idę! Rany boskie… - powiedziała Harribel.
Po chwili drzwi stały już przed nami otworem, a w progu nie kto inny, jak Grimmjow oparty o framugę.
- Hej, jest Rei? – zapytał wypranym z emocji głosem.
Blondynka nie musiała odpowiadać, bo niebieski przeniósł wzrok na mnie, wciąż trzymającą Apache za szyję.
- Grimmjow… - powiedziałam cicho, wypuszczając dziewczynę, która upadła na kolana, plując. – Co ty tu robisz?
- Możemy porozmawiać? – przekroczył próg nawet nie czekając na zaproszenie.
- Tak. Tak, jasne. – odparłam, podchodząc do niego.
Już po chwili przechadzaliśmy się białym jak śnieg korytarzem. One zawsze mnie przerażały. Były takie sterylne, szpitalne. Dokładnie takie jak w psychiatryku. Gdziekolwiek bym nie spojrzała, tam biel. Biel. I jeszcze raz biel.
Poczułam, że kręci mi się od tego w głowie. Oczy wywróciły mi się i gdyby nie złapał mnie Grimmjow, to z pewnością bym się przewróciła. Gdy poczułam bezpieczne oparcie, spojrzałam mu prosto w oczy. Mogłam się tylko domyślać, jaka jestem blada.
- Co ci jest? – zapytał z troską.
Przytuliłam się do niego. Naprawdę było coś ze mną nie tak.
- Nie wiem… słabo mi. – powiedziałam cicho.
Nagle osunęłam się po Grimmjole, który z trudem mnie utrzymał.
Kurde, co się ze mną dzieje? Czemu jest mi tak słabo?
Niebieski przeniósł mnie pod ścianę, a sam usiadł obok mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- O czym chciałeś gadać…? – zapytałam go cicho, zamykając oczy.
- O tym, co do ciebie czuję… O nas. – mruknął.
- No, ok. Porozmawiajmy. Chcę znać prawdę. – odparłam.
Posłał mi pytające spojrzenie.
- Wiesz, czemu ci tego nie powiedziałem? – zapytał.
Przeniosłam na niego wzrok.
- No?
- Bałem się tego uczucia. Prawdę mówiąc, to nadal się go boję… - powiedział.
- Nie masz po co.
- Bo?
- Bo bym cię nie wyśmiała, ani nic, jeżeli o to ci chodzi. – powiedziałam, patrząc przed siebie.
- Nie?
Pokręciłam przecząco głową, po czym przytuliłam się do niego. Było mi tak ciepło, czułam się przy nim tak bezpiecznie… Doskonale wiedziałam, że przy nim nic mi się nie stanie, że Grimmjow mnie obroni przed wszystkim, co złe. W tym momencie do mnie dotarło, że takiego człowieka jak Szóstka, to ze świecą szukać. Stop, Grimmjow nie był człowiekiem, był Arrancarem. Bezlitosnym, silnym Vasto Lorde, który bez skrupułów zabiłby własną matkę. Ale mnie by nie tknął, kocha mnie. A ja, co ja do niego czułam oprócz przyjaźni? Nie wiem.
Ale musiałam przyznać, że Niebieski miał coś takiego w sobie, co mnie do niego przyciągało. Ta jego dzikość w ruchach i oczach. Ten uśmiech, przez który zawalał się mój świat. Te niebieskie włosy, które tak cudownie sterczały, przecząc prawom grawitacji. Do tego jeszcze ten jego zapach – taki piżmowy, zwierzęcy…
- Grimmjow… - zaczęłam.
- Co?
- Pocałuj mnie, proszę…
Jego oczy rozszerzyły się w niemym zdziwieniu.
- Żartujesz, Rei? – zapytał.
- Nie. Zrób to. Po prostu to zrób.
Odwrócił mnie ku sobie i położył twardą dłoń na moim policzku. Pochylił się. Po chwili jego usta delikatnie dotknęły moich ust. Na tym się jednak nie skończyło. Pogłębiłam pocałunek, chcąc być jak najbliżej niego. Nagle Grimmjow mnie popchnął na podłogę, przez co znalazłam się pod nim. Przygniatał mnie swoim ciałem, a moje ręce najpierw błądziły po jego umięśnionym torsie, po czym przeniosły się na jego twarz i włosy.
- Kocham cię, Grimmjow.
Tak, kochałam go. Dopiero teraz to zrozumiałam.
Uśmiechnął się tylko, po czym mnie pocałował.
Miki zatracone-dusze