Oxygen Cherry

środa, 30 kwietnia 2014

10.

~ Grimmjow ~

  Nigdy jeszcze nie był tak wściekły. Nawet wtedy, gdy Ulquiorra wyzwał go na pojedynek. Teraźniejsza sytuacja przebiła wszystko. Nic też dziwnego, że chciał roznieść w pył całą wioskę! Nie zrobił tego jednak ze względu na Rei. Czarnowłosa dziewczyna powodowała, że cały gniew, cała nienawiść do wszystkich innych, wyparowywała z Arrancara. Jednak w tym momencie nawet ona nie pomagała. 
  Grimmjow nie mógł niestety myśleć o swojej dziewczynie, ponieważ powinien wymyślić, jak wydostanie ich z więzienia, do którego ich wrzucili. Może się to wydawać dziwne, ale Grimmjow nienawidził niesprawiedliwości. Arrancar uważał, że to wyłącznie jego wina, że Rei oskarżyli o zdradę swojej wioski. Gdyby jej wtedy nie uprowadził...
  Mężczyzna leżał na brzuchu, twarz mając przyciśniętą do kamiennej podłogi. Zacisnął zęby.
Kurwa, kurwa i jeszcze raz kurwa! Dlaczego to wszystko było takie popierdolone?!, pomyślał. Poczuł zaschniętą krew na prawej skroni, która odpadała kawałek po kawałeczku. Arrancar westchnął głęboko i odwrócił powoli głowę w poszukiwaniu Rei. Dziewczyna leżała na wznak na brązowej pryczy w sąsiedniej celi i najwidoczniej spała. Na czole miała ogromnego guza o barwie dojrzałej śliwki, ale poza tym to raczej nic jej się nie stało. Przynajmniej tak sądził Grimmjow. Kątem oka dostrzegł, że go zauważyła.
- Grimmjow! - krzyknęła Jego imię wypowiedziane przez dziewczynę spowodowało, że serce Arrancara (o ile je miał, skoro był poniekąd martwy) podskoczyło gwałtownie. Mężczyzna chciał dać jej znak, że nic mu nie jest, ale nie wiadomo z jakiego powodu nie mógł wydobyć z siebie głosu.
  Nagle usłyszał huk. To Rei spadła ze swojej pryczy. Arrancar chciał się przesunąć bliżej, ale dziewczyna go uprzedziła. Sekundę później poczuł jej ciepłe, małe dłonie na swoich włosach. Podniósł głowę. Nic nie widział na prawe oko, dlatego też kształty Rei były mocno zamazane.
- To ty? - zapytał głupio.
- Tak, Grimmi... - odparła, dotykając jego dolnej wargi. Poczuł, jakby przyłożyła mu rozgrzany do białości pręt, ale Arrancar nie syknął z bólu. Ostrożnie usiadł, lecz omal nie zemdlał. Grimmjow zrozumiał, że połamał parę żeber.
- Gdzie jesteśmy...? - zapytał, biorąc ostrożny oddech. I tak go zabolało. Miał ochotę wrzasnąć z bólu.
- W pierdlu - odparła, ale dodała po chwili: - Kto cię tak urządził?
- A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem. Przesunął językiem po zębach, aż w końcu trafił na poluzowany trzonowiec. Po chwili ząb wylądował na podłodze, a wraz z nim plama krwi.
- Kurwa - zaklął. - Jednak najważniejsze, że ty jesteś cała - nigdy nie przyszłoby mu do głowy mówić coś takiego, ale teraz gdy się zakochał? Może to naprawdę było dziwne, ale kochał Rei całą duszą.
  Dziewczyna przysunęła się bliżej krat. Nadal była za daleko, ale trudno. Arrancar zamknął oczy i zaczął myśleć nad tym, jak mają się wydostać z więzienia. Zmarnował tylko czas, ponieważ policjanci i tak po nich przyszli. Jego i Rei zakuli w łańcuchy i wyprowadzili z cel.

~ Rei ~

 Nie widziałam, dokąd nas prowadzili. Miałam zasłonięte oczy. Słyszałam jednak wszystko, co było dookoła. Grimmjow szedł obok mnie, oddychając z trudem i dotykając delikatnie mojej ręki. Chyba w ten sposób chciał mi dodać otuchy. Dzięki temu poczułam się odrobinę lepiej.
  Co jakiś czas skręcaliśmy w jakieś korytarze, ale nie mogłam się zorientować w rozkładzie budynku. Próbowałam zapamiętać poszczególne zakręty, lecz było ich zdecydowanie zbyt wiele. W lewo, w prawo... kolejne prawo... Nie, to było bezsensu!
  W końcu się zatrzymaliśmy. Usłyszałam, jak ktoś otworzył drzwi i brutalnie wepchnął mnie do pomieszczenia, gdzie upadłam boleśnie. Tuż obok mnie wylądował Grimmjow. Do moich uszu dotarł jego cichy jęk. Wiedziałam, że żebra go bolały, ale Niebieski zgrywał jak zwykle twardziela. Przeturlałam się na plecy, a wtedy poczułam czyjś ciężki, obity skórą but z grubą podeszwą na swoim policzku. Wtedy też się zorientowałam, że nie miałam opaski na oczach. Zamrugałam gwałtownie. Znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu bez okien. Z sufitu zwieszała się tylko jedna żarówka, która bujała się niebezpiecznie. Światło bijące od niej był przytłumione. Może ze względu na to, że na szkle pełno było much, które dziwnym trafem przykleiły się do niej. Wzdrygnęłam się. To było tak obrzydliwe, że nie miałam słów, by to opisać. Ale wracając do miejsca, w którym się znajdowałam. Ściany pokoju były tłuste od brudu. Potwornie śmierdziało uryną i krwią. Zebrało mi się na wymioty, ale powstrzymałam torsje. Skoro Grimmjow wciąż zgrywał twardziela, to ja też mogę. Zacisnęłam zęby, robiąc buntowniczą minę. W tym samym momencie z głębi wyszedł nie kto inny tylko Ibiki Morino, jeden z moich przyjaciół. Mężczyzna patrzył się na mnie dziwnie. Zupełnie nie jak Ibiki, którego znałam. Patrzył na mnie tak, jakbym go zawiodła.
- Rei.. Miałem nadzieję, że kiedyś cię zobaczę, ale nie w takich okolicznościach... - powiedział.
  Poczułam promyk nadziei.
- Ibiki, powiedz im coś, przecież nic nie zrobiłam, wiesz przecież! Wypuść nas! - spojrzałam na niego. Ten ledwo zauważalnie pokręcił głową. Na nowo zacisnęłam zęby.
- Nie mogę - odparł. - Zostałaś aresztowana, a poza tym nie mam takich uprawnień - wytłumaczył się.
  Zmrużyłam oczy. Zrozumiałam, że Ibiki tak naprawdę nie był wcale moim przyjacielem. Tylko go udawał. 
  Byłam wściekła.
  Jak można było być aż tak dwulicowym? Brak honoru to jedno, ale przyzwoitość to drugie...
- Przestań chrzanić, Morino. Nie jestem idiotką - warknęłam. Mężczyzna westchnął i uśmiechnął się szyderczo
- Po prostu uznałem, że nie opłaca się już z tobą przyjaźnić. I nie mam tu na myśli twojego aresztowania.
  Miał na myśli całokształt, wyczytałam to w jego oczach. Od razu pomyślałam o pozostałych przyjaciołach. Czy oni też "przejrzeli na oczy" jak Ibiki? Pewnie tak. Mimo wszystko miałam nadzieję, że chociaż Rani się ode mnie nie odwróciła, ale co ja tam wiem. Nie było w wiosce przez ponad rok.
 Przycisnęłam twarz do cuchnącej podłogi. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się podporządkować. Nie byłam z tego powodu zadowolona, nienawidziłam od kogoś zależeć. W końcu przez dziewiętnaście lat mojego życia polegałam tylko i wyłącznie na sobie. A czyja to była sprawka? Hachiro, mojego kochanego demona. Gdyby nie ona, to wszystko by się nie wydarzyło, tego byłam bardziej jak pewna. Ale był jeden plus tej całej sytuacji - poznałam Grimmjow'a. Kto wie, co by z nim było, gdyby nie ja... Aizen mógł go zabić za niesubordynację, a tak to wszystko wychodziło mu (prawie) bez szwanku. Jednakże gdy tylko Sousuke domyślił się, co łączy mnie i Arrancara, nie byliśmy już bezpieczni w Hueco Mundo, więc uciekliśmy do mojej rodzinnej wioski. Ale tutaj również wszystko poszło nie tak, jak miało. Mnie i Niebieskiego wtrącili do więzienia. Oskarżyli o zdradę i uprowadzenie. Grimmjow był tak poturbowany, że prawie nie mógł normalnie oddychać.
  Arrancar jęknął. Chciałam się odwrócić, by spojrzeć, co mu się stało, ale nie mogłam, ponieważ moja twarz wciąż była przyciśnięta do podłogi. Co robić, pomyślałam. Musieliśmy się jakoś stąd wydostać, tylko jak? Rozerwać liny gołymi rękoma nie mogłam, ale może pomoże mi coś, czego od dawna nie używałam. Nie miałam pewności, czy to podziała. Miałam niemałe problemy z wytworzeniem tej dość potężnej broni, ale gdy tylko mi się udawało, traciłam nad nią kontrolę, a technika parzyła mi ręce. Gdyby nie Szayel nie wiadomo jakby się to wszystko skończyło. Prawdopodobnie byłabym martwa.
  Zamknęłam oczy, skupiając energię duchową w dłoni. Poczułam ciepło. Po chwili na mojej ręce pojawiła się czerwona kulka, która rosła z każdą sekundą. Oby mnie tylko za bardzo nie poparzyła. To było w tym wszystkim najgorsze. Nie miałam aż tak twardej skóry jak Grimmjow, więc w porównaniu z nim mogło mi się coś stać.
 Wykręcając ręce, przystawiłam Cero do nogi strażnika, który mnie przytrzymywał. Gdy tylko go dotknęłam, w całym pomieszczeniu czuć było swąd przypalanego ciała. W następnej chwili policjant poleciał na przeciwległą ścianę, wrzeszcząc głośno. Jego ciało odbiło się, po czym opadło na podłogę, gdzie zmieniło się w kupkę zwęglonych kości. Ibiki, Grimmjow i pozostali strażnicy patrzyli na mnie zszokowani. Nagle Grimmjow uśmiechnął się szeroko i pokazał uniesiony kciuk.
- No i co, Ibiki? Zaskoczony? Myślałeś, że nic nie potrafię, nie nauczyłam się niczego nowego przez ostatni rok? - nie zwracałam uwagi na dymiącą rękę. Bolała jak diabli, ale nie obchodziło mnie to. Musieliśmy się wydostać choćby nie wiem co.
  Ibiki nie odpowiedział. Może był zbyt zszokowany?
  Podniosłam się chwiejnie na nogi i ruszyłam z impetem na mojego dawnego "przyjaciela". Znów stworzyłam w dłoni Cero. Wymierzyłam w mężczyznę, ale on rozpłynął się w powietrzu. Zaklęłam w duchu. W tym samym momencie poczułam, jak coś ostrego wbija mi się w kark. Zawirowało w głowie, a potem upadłam na ziemię i straciłam świadomość.

  Pustynia. Suche karłowate drzewa rosły nieopodal. Księżyc w pełni oświetlał miejsce, w którym się znajdowałam. Leżałam na kwarcowym piachu. Ziarenka pode mną przesuwały się, ale bez mojego udziału. Nagle wyczułam czyjeś reiatsu. Podniosłam się ociężale i spojrzałam na horyzont. W moim kierunku ktoś szedł. Natychmiast się ucieszyłam, myślałam, że to Grimmjow, ale on nie miał przecież czerwonych włosów... Niedługo później postać zjawiła się przy mnie. Była to wysoka dziewczyna, na oko miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu. Ubrana była w białe szorty z czarnym obramowaniem oraz taką samą bluzkę z długimi rękawami, które rozszerzały się na nadgarstkach. Na nogach miała kozaki, które sięgały jej do połowy ud. Powieki miała podkreślone filetowym cieniem, który pasował do jej znamion na nosie, policzkach i brodzie. Oczy miała identycznego koloru co włosy. Czoło dziewczyny ozdabiała kościana maska. Z pewnością była Arrancarem.
- Kupę lat, Rei - odezwała się. Głos miała znajomy.
- Hachiro? - zapytałam, podchodząc bliżej niej. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- No a kogo się spodziewałaś? Grimmjow'a? - uniosła brew i podparła się pod bok.
- Szczerze mówiąc to tak - odparłam - A tak w ogóle to co tu robisz?
- Nie mam czasu na wyjaśnienia - burknęła - Chodź ze mnę, a tam ci wszystko wyjaśnię - szarpnęła mnie za rekę.
- Mam z tobą iść? - byłam nieufna w stosunku do niej. W końcu nie raz zostałam skrzywdzona.
- Jeżeli chcesz uratować Panterkę to tak - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? Przecież tyle razy robiłaś dokładnie odwrotnie! 
- Nie ma czasu. Idziesz ze mną czy nie?
  Mogłam jej zaufać? Przecież wielokrotnie chciała mnie zabić! Jednakże tym razem wydawała się być szczera, a poza tym była ewidentnie przerażona.
- No dobra... - nie zdążyłam dokończyć, bo Arrancarka pociągnęła mnie za rękę.
  Nawet nie spostrzegłam, kiedy z pustynie przesłyśmy do jaskiń. Niewątpliwie wciąż byłyśmy w Hueco Mundo.
  Weszłyśmy do jednej z pieczar. W kącie ktoś siedział. Był to wysoki mężczyzna o takich samych czerwonych włosach co Hachiro. Miał tylko inny kolor oczu i nie posiadał znamion na twarzy. Na głowie miał coś w rodzaju hełmu w kształcie łba wilka. Posłał mi smutne spojrzenie, a potem wstał. Był jeszcze wyższy, niż mi się wydawało. Przerastał nawet Grimmjow'a. Mięśnie ramion mocno opinały rękawy białej bluzy, którą miał na sobie. Przełknęłam ślinę. Po co Hachiro mnei tu przyprowadziła? No tak, to była pułapka...
- Nie bój się, Rei. Nie jestem twoim wrogiem - odezwał się mężczyzna. Jego niski głos rozniósł się echem po jaskini. -  Nazywam się Krwawy Wilk. Dzięki mnie staniesz się kompletna.
- Jak to kompletna? Czy to znaczy, że coś jest ze mną nie tak?
  Krwawy Wilk zaśmiał się. Dźwięki, które wydawał przypominały szczeknięcia psa. 
- Z tobą jest całkowicie w porządku. Chodzi o to, że dzięki mnie uzyskasz pełnię swojej mocy.
  Uniosłam brwi. Jak to pełnię mocy? Nagle mnie olśniło. Uśmiechnęłam się do mężczyzny.
- Wiem, kim jesteś - mówiąc to, wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Dotknął palcem mojej ręki, a po chwili otoczyło mnie białe światło i obudziłam się.

~*~
  Otworzyłam szeroko oczy. Znów znajdowałam się w celi, ale tym razem była o wiele większa. Usiadłam powoli. Łupało mnie w głowie. Zrozumiałam, że to był efekt wystrzelenia Cero. Zerknęłam na swoją rękę. Była cała, nie było nawet śladu po oparzeniu. Jęknęłam cicho, gdy próbowałam wstać. Zawirowało mi w głowie. Nie zdążyłam złapać się czegokolwiek, poleciałam do tyłu. Z zaskoczeniem odkryłam, że nie wylądowałam na podłodze. Odwróciłam się. Za mną stał Grimmjow. Na jego twarzy nie było śladu krwi. Oddychał swobodnie. Był całkowicie zdrowy. No tak, zapomniałam. Arrancarzy mieli zdolność samoleczenia.
- W porządku? - zapytał mnie cicho i objął. Pokiwałam głową.
- Tak - odparłam - tylko miałam dziwny sen. Śniła mi się Hachiro i Krwawy Wilk.
- Krwawy Wilk?
- Tak, on... - nie dokończyłam, ponieważ przede mną na pryczy pojawił się miecz. Ostrze miał lśniące, rękojeść czerwono - złotą, a tsubę w kształcie otwartej paszczy. Rozpromieniłam się na jego widok.
- Krwawy Wilk jest moim Ressurection, Grimmjow!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, to już kolejny rozdział, niedługo pojawią się kolejne, ale jeszcze nie teraz. Bardzo dziękuję za przemiły komentarz od Mayi. Nawet nie wiesz, jak bardzo poprawił mi on humor. No nic, zapraszam do czytania i komentowania.
Pamiętajcie, że każdy komentarz poprawia humor i daje chęć na dalsze pisanie. Krytykujcie, chwalcie (jeśli jest co chwalić, bo moim zdaniem jest tragicznie) i czytajcie!
 

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy rozdziałek ! Pomimo, ze nie znam Bleacha to i tak uważam, za bardzo świetny ~!
    Mam nadzieję, że Rei uda się wyjść cało, mordując przy tym wszystkich XDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. Bleach jest świetny, warto go obejrzeć.
      Aco do Rei, to jeszcze zobaczysz, na co ją stać.

      Usuń
  2. Witam,
    dopiero tutaj trafiłam, i musze powiedzieć, że opowiadanie świetne, dobrze się czyta, no imam nadzieję, że pojawi się kontynuacja...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże wracaj tu i kończ to opowiadanie
    rany jak zobaczyłam, że na tym poście skończyłaś to się o mało nie zapowietrzyłam...
    Pozdrawiam Bliss

    OdpowiedzUsuń

Miki zatracone-dusze