Oxygen Cherry

poniedziałek, 29 lipca 2013

7.

Tak, to już kolejna porcja mojej historii. Nie wiem, jak wyszło. Moim zdaniem rozdział jest masakryczny, ale ocenę pozostawiam Wam, może się spodoba.
Od tej pory notki będą pojawiać się nieregularnie.
Rozdział z dedykacją dla Basi i Lady Tiani.
_________________________________________

Całowaliśmy się namiętnie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Przecież nikt nam nie przeszkodzi, prawda? No, może wyjątek stanowił Ulquiorra, który wtrąca się do wszystkiego i wszystkich. Palant. Przestałam jednak o nim myśleć, a to ze względu na Grimmjow'a, którego usta zostawiały mokre ślady na mojej szyi. Czułam, że na tych niewinnych pocałunkach się nie skończy, ponieważ dłonie Arrancara zaczęły rozpinać platynowe guziki mojej sukni. Dlatego musiałam to przerwać. Spaliśmy co prawda ze sobą, lecz to było po pijaku, a teraz obydwoje byliśmy trzeźwi, a poza tym jak już mieliśmy ze sobą spać, to lepiej, by to się stało w łóżku, a nie na zwykłej, brudnej podłodze. Jeszcze bym się czymś zaraziła! Na przykład tutejszą odmianą zapalenia dróg rodnych... Odepchnęłam Grimmjow'a.
- Co się stało? - zapytał z troską - Zrobiłem coś nie tak?
Pokręciłam głową.
- Nie, Grimmi, tylko... - zaczęłam.
- Tylko co? - zmarszczył brwi.
- Chodzi mi o to, że... że nie powinniśmy tego robić tutaj, na podłodze. Chodźmy gdzieś indziej. A poza tym ktoś nas może nakryć...
- Tutaj? Tędy prawie nikt nie chodzi. - zaśmiał się cicho - Czasami jesteś taka głupiutka, Rei...
Uśmiechnęłam się do niego. Arrancar przysunął swoją twarz, chcąc znów mnie pocałować.
- Sam nie jesteś wiele mądrzejszy, Jaegerjaques. - powiedział Ulquiorra, którego głos rozniósł się echem po całym korytarzu.
Szósty Espada wypowiedział pod nosem ciche przekleństwo. Do moich uszu dotarło tylko: "Idź do diabła, pedziu". Nic nie miałam do homoseksualistów, ale przez Czwórkę chyba ich znienawidzę, dlatego zaśmiałam się cicho.
- Co wam tak do śmiechu? - zapytał zielonooki.
- A nie, nic, my tak tylko... - powiedział Grimmjow, wstając.
Po tym, odeszliśmy nie patrząc na Schiffera. Zatrzymał nas jednak.
- A co ty robisz na korytarzu, Grimmjow?I to w dodatku z zakładniczką Aizena? - spytał podejrzliwie czarnowłosy Arrancar.
- Nie twoja sprawa, pedziu. - odparłam, wkładając ręce do kieszeni - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, zajmij się sobą, dobrze ci radzę.
Niebieskowłosy objął mnie i razem zniknęliśmy za zakrętem, zanosząc się śmiechem.

~*~

- Nie zniosę tego. - jęczał Grimmjow, leżąc na łóżku w swoim pokoju, z jedną ręką pod głową, drugą mnie obejmując.
Westchnęłam. Wsłuchując się w miarowy oddech mojego towarzysza, usypiałam. Powieki ciążyły mi coraz bardziej.
- Ja też, Grimmi. Ja też... - szepnęłam - Ale nic nie możemy na to poradzić... Przecież nie uciekniemy...
Nastał moment milczenia. Przytulona do Grimmjow'a, stawałam się coraz bardziej zmęczona. Gdy znalazłam się pomiędzy jawą a snem, znów się odezwał.
- To wcale nie jest taki zły pomysł, Rei. Moglibyśmy uciec.
- Nie bądź głupi, znajdą nas, a poza tym nie jest twoim przeznaczeniem uciekać ze mną. Powinieneś zostać tutaj jako Szósty Espada, a ja zostać zamordowana przez Aizena. - mruknęłam, czując, że Grimmjow po moich słowach zesztywniał i przestał oddychać.
- Nie mów tak, Rei. Proszę, nigdy nie mów takich rzeczy. - odsunął mnie od siebie. Usiadł, zakrywając twarz dłońmi, po czym zaczął się trząść.
- Grimmjow... - szepnęłam - Nigdzie się nie wybieram...
Bynajmniej nie w najbliższym czasie, pomyślałam. Zeszłam z łóżka i przyklękłam naprzeciw niego. Nie patrzył na mnie. Chwyciłam go za dłoń, którą zamknęłam w swojej. Oczy miał mokre od łez. Na policzkach również widniały ślady po ich pozostałościach. Zaskoczył mnie. Grimmjow nigdy nie płakał, ba, jemu nawet by to nie przyszło do głowy. Wolałby umrzeć niż pozwolić na to, by emocje takie jak smutek, żal, bądź co innego przejęły nad nim kontrolę.
- Kocham cię, słyszysz? - szepnęłam, dotykając dłonią jego gorącego policzka, po którym spłynęła jedna, samotna słona kropla. Arrancar uśmiechnął się smutno - Nie smuć się, to nie ma sensu... bo... bo cię nie zostawię. Rozumiesz? Już nigdy nie będziesz sam, Grimmi...
Mówiąc to, wstałam i pocałowałam go w czoło. Grimmjow objął mnie w pasie, przyciągając do siebie. Przejechałam dłonią po jego niebieskich włosach. Tak bardzo chciałam, by był szczęśliwy. Arrancar oddychał coraz spokojniej. Po chwili przestał się trząść.
- Rei? - powiedział cicho, wtulając się we mnie.
- Hm?
- Tylko się nie wściekaj, ale muszę cię ostrzec... - zaczął.
- Przed czym? - wzięłam go pod brodę.
- Aizen coś podejrzewa. Musisz uważać co i do kogo mówisz. Nie mam na myśli siebie, Harribel czy Szayela. Oni cię nie wydadzą, jednak nie jestem pewny do reszty. Zapewne zauważyli, że spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, mogli skojarzyć pewne fakty.
- Też zauważyłam, dlatego musimy coś zrobić, zanim będzie za późno.
- Właśnie, MUSIMY coś zrobić. Udamy się do twojego świata. - mruknął, akcentując to "musimy".
- A... Ale dlaczego!? Grimmjow!
- Zostanę tam z tobą tak długo, dopóki się nie upewnię, że jesteś bezpieczna, a potem wrócę tu i zrobię porządek z Aizenem, później wrócę po ciebie i razem gdzieś... zamieszkamy, gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie...
Zmiękły mi kolana, gdy to usłyszałam. Grimmjow chce ze mną zamieszkać? Aż tak mnie kocha, by poświęcić wszystko? By porzucić dotychczasowe życie? Nie, to się w głowie nie mieści! Zerknęłam na okno. Księżyc jak zwykle świecił jasno i mocno.
- Późno już. - powiedział Grimmjow, odsuwając mnie od siebie.
Pozbierał poduszki z łóżka, by przygotować sobie posłanie. Ja natomiast stałam i patrzyłam na niego. Gdy skończył, znów się położył. Zaczął wpatrywać się w sufit. Podeszłam do niego, nachyliłam i pocałowałam go delikatnie w usta.
- Śpij dobrze, zobaczymy się rano. - powiedziałam cicho, odchodząc w cień.
- Dobranoc, Rei. - Niebieskowłosy z każdą chwilą robił się coraz bardziej senny. - Kocham cię.
Uśmiechnęłam się słabo i zamknęłam za sobą drzwi, po czym udałam się w kierunku mojego pokoju. Nie spodziewałam się jednak, że na mojej drodze stanie nikt inny jak Aizen. Gdy go ujrzałam, poczułam, że serce mi stanęło, myślałam, że zemdleję ze strachu. Brązowe oczy przenikały mnie do szpiku kości. Ujrzałam w nich niesamowity egoizm. Zacisnęłam zęby. Naprawdę myślisz, że jesteś  taki świetny?, chciałam, by poczuł się przyparty do muru, chciałam mu to wykrzyczeć prosto w twarz, jednak przypomniałam sobie to, co powiedział mi Grimmjow - "Uważaj na to, co mówisz". Zaciskając zęby, poczułam krew. Super, tylko brakowało, bym przegryzła sobie język.
- Witaj, Rei. - powiedział przymilnie.
Nie, nie mogę dać mu się zmanipulować, muszę mu pokazać, że jestem twarda, że należy liczyć się ze mną i z moim zdaniem.
- Dobry wieczór, Aizen - sama. - nie pozostawałam mu dłużna, grałam jak on.
- Możemy porozmawiać? - zapytał łagodnie.
Dokładnie o to mi chodziło. W tej chwili byłam zadowolona z dawnego życia jako shinobi, teraz się to przydało. Naprawdę opłacało się słuchać wykładowcy.
Podeszłam do niego z wysoko uniesionym nosem. Mężczyzna położył rękę na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się w duchu. Miałam ochotę dać mu po gębie.
- Co łączy ciebie i Grimmjow'a? - zapytał prosto z mostu, nie bawiąc się w formalności.
Przeszedł mnie dreszcz. Nie spodziewałam się takiego pytania. Nie w tej chwili.
- Nic. - odparłam krótko. 
- Kłamiesz.
Cholera, nie uwierzył mi. Głupia, głupia jesteś Rei, przeklinałam w myślach.
- Nic, co przyniosłoby panu jakiekolwiek problemy. - dodałam.
Aizen zaśmiał się cicho.
- Ależ Rei, nie to miałem na myśli. - uśmiechnął się.
Modliłam się w duchu, by się nie zorientował, że kocham Grimmjow'a.
- Łączy was coś więcej niż przyjaźń. - stwierdził.
Ugięły się pode mną nogi. Jasna cholera... Ten gnojek o wszystkim wie... Ale za czyją sprawą? Nagle mnie olśniło. Ulquiorra, no jasne, czemu wcześniej na to nie wpadłam? Dupek. Zacisnęłam dłonie w pięści. Paznokcie wbiły się boleśnie we wnętrze, po chwili gorąca czerwona ciecz zaczęła kapać na podłogę. Poczułam sól i żelazo.
- Pamiętaj, jeśli będziesz coś kombinować, zabiję cię. - powiedział cicho, błyskając zębami w uśmiechu. Po chwili rozpłynął się w powietrzu. Odczekałam chwilę, sprawdzałam czy nikogo nie ma w pobliżu. Po jakichś pięciu minutach pobiegłam z powrotem w kierunku sypialni Grimmjow'a. Dotarłam tam zaledwie po dziesięciu sekundach. Otworzyłam drzwi na oścież i podbiegłam do łóżka. Niebieskowłosy spał jakby nigdy nic, jakby nic się nie działo.
- Obudź się, obudź się, do cholery! - potrząsnęłam Arrancarem.
Podniósł się, spoglądając na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Co jest...? - zapytał.
- Zwiewamy stąd! Aizen wie o wszystkim.
Momentalnie oprzytomniał. Zaczął wkładać na siebie w pośpiechu ubrania. Podchodząc do mnie, wypowiedział jakieś słowa w obcym języku.
- Co robisz?
- Ta technika ukryje nasze energie duchowe, nie wykryją nas, jak otworzymy Gargantę. - odparł. - Nie znajdą nas ani w Hueco Mundo ani w twoim świecie, na tą technikę nie ma rozwiązania.
- To dobrze, a teraz zmywajmy się stąd. - zarządziłam.
Po chwili już nas nie było.

1 komentarz:

  1. Good Job! jak zwykle genialny rozdział ! Nawet jeśli nie oglądałem Bleacha to i tak zarąbisty ;)

    OdpowiedzUsuń

Miki zatracone-dusze